BiletyDoFilharmonii.pl

Aktualności

12.11.2013 AUTORSKI GAŁĄZKA I NIEZAPOMNIANY STACHURA W OPERZE

To był „ten sam”, ale nie „taki sam” Marek Gałązka – bard znany z klimatycznych interpretacji twórczości Edwarda Stachury. I od słów Stachury rozpoczął swój sobotni (9 listopada) koncert w Sali kameralnej OiFP przy ul. Odeskiej 1. Na początek zabrzmiała kultowa „Zawieja w Michigan”:

… Pustkowie hen i  hen…  

Miłości nasze tam,

Są tam, gdzie nie ma nas…

Wyciemniona sala, punktowe światło.  W świetle reflektora jedynie Marek Gałązka z nieodłączną gitarą akustyczną i harmonijką. I deklaracja, która ucieszyła publiczność: Zagram Stachurę, bo tak jak i On twierdzę, że nie można żyć bez miłości, przyjaźni, wiary i nadziei. I popłynęły „stachurowe” ballady właśnie o tym. Usłyszeć można było” „Nie brookliński most”, „Zabraknie ci psa” czy „Białą lokomotywę”. Były barwne anegdoty o  Stachurze i urologach na Zamku w Rynie, którzy zastanawiali się o czym jest właśnie „Biała lokomotywa”. Publiczności na sali nie trzeba było przekonywać, że za „białą lokomotywą” kryje się  coś zjawiskowego, ulotnego, „fantasmagorycznego”- jak mówił sam Edward Stachura.

W pewnym momencie Marek Gałązka zmienił gitarę na dwunastostrunową, bo taka jego zdaniem jest odpowiedniejsza do opowiadania o miłości. Wtedy zabrzmiały m.in. „Zobaczysz”, „Może się stanie raz jeden cud”, „Z nim będziesz szczęśliwsza”. Niby znany Gałązka, a jednak zaskakiwał publiczność przede wszystkim instrumentarium i wybijającą się na plan pierwszy gitarą elektryczną i perkusją. Tym razem towarzyszyli mu bowiem muzycy znani ze współpracy z takimi zespołami jak Brygada Kryzys czy Tymon&Transistors.  Tymon Tymański był też producentem ostatniej płyty Marka Gałązki zatytułowanej „Autorsong”. To całkowicie autorska płyta – zapewniał autor słów i kompozytor. Nad tym „krążkiem” pracował 5 lat. Na płycie „Autorsong” odwołuje się do najlepszej muzycznej tradycji protest-songu i twórczości Boba Dylana, Neila Younga czy Leonarda Cohena, ale również znaleźć  można tu nawiązania do rockowych korzeni: The Band, Crosby Stills Nash & Young, a nawet The Beatles.  Zresztą cały koncert miał charakter bardziej rockowy, choć ballady pozostały „takie same” – mówiły o tym, że warto być czasami samotnym, że warto kochać, że „życie to nie tylko kolorowa maskarada”. Były życzenia „Pełni księżyca” skierowane w stronę wiecznie niespełnionych. I na koniec song o tym, że „nie można żyć bez miłości, bo jutro może być za późno, może być za trudno”. „No se puede vivir sin amar” – ta piosenka kończyła koncert i jest też ostatnią na najnowszej płycie Marka Gałązki „Autorsong”.

 

Markowi Gałązce na koncercie w Białymstoku towarzyszyli:

Marcin Gałązka - gitara elektryczna (Tymon&Transistors)

Przemysław Bartoś - gitara basowa 

Filip Gałązka  - instrumenty perkusyjne (Tymon&Transistors, Brygada Kryzys).

 

Fotorelacja Michała Hellera/OiFP

 

Źródło