W sobotę po południu, w ramach Halfway Festival Białystok 2014, na sali kameralnej Opery i Filharmonii Podlaskiej odbyło się spotkanie z Ignacym Karpowiczem. I promocja jego najnowszej książki Sońka.
Spotkanie prowadził Juliusz Kurkiewicz
- Mam wrażenie, że tworząc nazwisko niemieckiego żołnierza, którego pokochała Sońka, odsyłasz nas do "Czarodziejskiej góry" Tomasza Manna.
- Bardzo lubię "Czarodziejską górę". Czytałem ją już w podstawówce. I nawet zmieniła moje życie. Ale zacznijmy od początku. Do siódmego roku życia mieszkałem u dziadków na wsi. W Słuczance. I jak każde dziecko zastanawiałem się - co też chcę w życiu robić? Chciałem być dziadkiem. Ale okazało się to nie takie proste. Kiedy więc przeczytałem "Czarodziejską górę" odnalazłem nowy sens. Będę kuracjuszem. W luksusowym sanatorium będę żył z dala od zamętu szalonego świata. Ale i ten projekt na razie musze odłożyć. Najpierw były bowiem studia, teraz pisanie książek. Mam nadzieję, że kiedyś jednak mi się uda.
Pytania zadawała również publiczność wypełniająca salę kameralną Opery.
- Dlaczego pan tak krzywdzi Sońkę? Nie oszczędził jaj Pan niczego. Była bita, upokarzana, gwałcona. Odebrał Jej Pan syna, męża, ukochanego, ojca oraz braci. Dlaczego nie miał Pan dla Niej litości?
- Nie było to łatwe. Pierwszą wersję książki ukończyłem siedem lat temu. Miała wówczas około 500 stron. I przez te siedem lat, Sońka jest ze mną niemal co dnia. Nawet gdy śpię czy parzę kawę, to jest gdzieś tam w tyle głowy. Bardziej realna niż osoby, które otaczają mnie na codzień. I ja wiedziałem, że nie mogę oszczędzić jej niczego. Były sceny w tej książce, które zmieniałem po wielekroć. Szukałem dla nich języka. Emocji. Proszę mi wierzyć, nie było to łatwe. Ale też czasami włączając telewizor, czy też czytając reportaże natykałem się na sceny podobne, a nierzadko bardziej okrutne.
Zapraszamy do obejrzenia fotorelacji Michała Hellera